7 maja 2010

migawki


*Zaczęły się Juwenalia i głośna beznadziejna muzyka wdziera mi się przez okno. Myślę, że obfite deszcze przytłumią studencką aktywność w okolicach Głównego. Nie chcę wyjść na starą, zrzędliwą ciotkę, ale wydaje mi się, że dawniej Juwenalia były fajniejsze ;-)
No i nie było tylu panów policjantów wszędzie.
Jak już mnie wzięło na wspomnienia, to wrzucę tutaj siebie z dawnych lat. Ale nie powiem kiedy to było! ;-))
*
Wczorajsza migawka.
Na ulicy grupka nastolatków zagranicznego pochodzenia, chyba z Francji albo gdzieś z okolic. Przy nich głośny i sztucznie wesolutki gościu, tłumaczący im „po francusku”: ja jestem polone! że sui polonez kloszard!!! A jeden chłopaczek wyciągnął portfel, wzbudzając dodatkową aktywność w polskim kloszardzie.
Dzisiejsze migawki
*Dziwnie się czułam dzisiaj rano idąca do pracy. Jakoś tak lekko i z „pustymi ręcami”.. Bo dzisiaj rano nie padał deszcz i było ciepło tzn. jakieś 15 Celsjuszów na porannym termometrze; to znaczy ciepło, a nawet jakby duszno, wziąwszy pod uwagę wilgotność. Tedy schowawszy parasol do plecaczka, lekkim krokiem podążyłam do pracy, czyli do tramwaja. W mieście Smoka trwają wielkie remonty dróg i ulic tudzież trakcji tramwajowej. Od pewnego czasu pokonuje sobie na piechotę spora przestrzeń, idąc Plantami kilka razy dziennie. W przejściu podziemnym w okolicach dworca mieści się kilka sklepów i stoisk ze wszystkim, szczególnie z butami. Buty są tanie i nie wiem, jakiej produkcji, ale jak dalej tak pójdzie, to ja zbankrutuję!!!! Przyznałam sie kiedyś niedawno, że mam szajbę na punkcie butów oraz plecaków (dawniej toreb i torebek i torbiszcz i torebusiów). Plecaków tam na szczęście nie ma, ale buty... Dziś kolejna para. (Dobrze, że nie posiadam męża ani innego takiego mężczyzny na stanie, bo chyba by go szlag trafił, jakbym przyszła do domu z parą nowych butów, zamiast schabu na ten przykład). Zakochałam się sie w nich od pierwszego wejrzenia... i wysupławszy ostatnie dosłownie pieniądze z portfela nabyła, od razu ubrałam i lekkim krokiem podążyłam dalej, na spotkanie nowego dnia. Nowy dzień w nowych butach.. Czyż nie pięknie to brzmi? Niestety na placu targowym gdzie kupuję sobie garść owoców i serek do pracy lunęło. Więc normalność wróciła. Parasol został wydobyty z plecaka, nowe buty poszły do siatki, stare „nieprzemakalne” na nogi i jest jak codzień.

4 komentarze:

  1. Zajrzałem na Roztocze i w Szczebrzeszynie spotkałem znanego nawet już z telewizji pana Mareczka, któremu tradycyjnie brakowało paru groszy do flaszki i robił obchód po rynku szukając wsparcia.

    OdpowiedzUsuń
  2. ..znowu nowa para butów ;) ja też mam nową torbę :)) ale cicho..;)))zapraszam Cię do zabawy na Wyspę..

    OdpowiedzUsuń
  3. ...i to jest właśnie piękne w "niemaniu" faceta w domu... :))))
    coś mi o tych przyjemnościach wiadomo :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech, te "zderzenia" z szarą rzeczywistością! Dużo kolorów życzę :)

    OdpowiedzUsuń