9 sierpnia 2009

migawki


*Ostatnie kilka wieczorów traumatycznych. Szczególnie pierwszy z nich. Szerszeń. Histeryczny agresywny potwór w mojej prywatnej przestrzeni. Buczący obijający się o ściany, szarżujący (czy aby na oślep?) na mnie, kiedy usiłowałam go po prostu wypędzić. Moja pierwsza myśl: zrobię mu zdjęcie, kiedy usiądzie, a potem wyrzucę z pokoju. Gdzie tam.. już za moment machałam na oślep łapami broniąc się przed żółto-czarna błyskawicą na wysokości mojej twarzy.. Już kiedyś ugryzł mnie szerszeń, również w domu, późnym wieczorem w moim pokoju. Zwabiony światłem lampki. Normalnie usiadł na mnie i użarł. Ból był niesamowity, trwał tydzień. Nie chce więcej. Więc traktuję kolejnych "gości" jako wrogów. Nie dadzą się wypędzić; trudno. Muszą umrzeć. Nie chcę tego robić, ale się zmuszam. Zabijam. A potem mam traumę. Tłumaczę sobie, że na polu niech latają. Ale nie zniosę tej ślepej, dzikiej agresji, w domu. Czuję strach pomieszany z obrzydzeniem. A wczoraj był następny, nieco większy niż ten pierwszy. Widocznie niedaleko jest gniazdo. Ile ich może być w takim gnieździe? Ponoć kilkaset. Od dzisiaj zamykam okna. Wolę się udusić, niż robić kolejne Auschwitz.
*Urlop w górach wyklaruje się w tym tygodniu. Może choć na kilka dni pojadę. Kilka dni może być wystarczające. Nie odważę się na pójście w góry z plecakiem. Więc zostaje mi niegroźne wałęsanie się po okolicy. Kilka dni wystarczy. tak sobie wierzę.
*Tęsknię za Mam. Ona jedna potrafi i chce czytać moje wypociny. Ona jedna czyta między wierszami..Wracaj Mam..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz