14 lipca 2009

dziennik podróży

widok z okna, z poddasza
furtka nad jezioro
jezioro w pochmurny pierwszy dzień
ponoć są wakacje czyż nie? dwa dni na Kujawach były równie wakacyjne jakby trwały cały tydzień. Porządkuję wspomnienia i zdjęcia. Zacznę chyba pisać dziennik podróży, to nic, że to tylko dwa dni z hakiem..
Dziennik z podróży na Białe Kujawy.
Dzień pierwszy:
Podróż pociągiem upłynęła; średnio połamana, z bolącym kręgosłupem, dojechałam do miasta Łodzi, gdzie zostałam odebrana na stacji, zapakowana do auta, przywieziona do domu, potraktowana mocną kawą i uwieziona w dal. A ścisle mówiąc nad Jezioro Głuszyńskie, a wieś nazywa się Orle. Rodzinamatu domek, kawałek działki nad jeziorem, a na działce rośnie las. Godzina była późnawa, bo przed 23. Dwie godziny jazdy przez miasteczka i wsie, w głębokim zmroku polnymi drogami. Drogi wysadzane drzewami, które pod światłami samochodu jawiły mi się jak duchy drzew, a sama jazda przed moimi półprzytomnymi oczyma jak duchy drzew, a cała jazda stawała się mocno nierealna i kosmiczna. No i przybyliśmy do domku w środku lasu. Piwo i piwo i spać. Zimno było jak na biegunie. Zakutana w koce, w polarze jednym i drugim zasnęłam i rano obudziwszy się o barbarzyńskiej porze, kole 8., wyjrzałam przez okienko i zobaczyłam las. Wszędzie, zielony, kropiony deszczykiem, otulony mgłami. Potem nastąpiło przywitanie drzew, przywitanie jeziora i wreszcie poranna kawa. I przy wspólnym śniadaniu z J. i jego małżonką, też J. , dyskutowaliśmy, co dalej począć, w tym pięknym, szaroburym dniu. Padł pomysł zwiedzenia Ciechocinka i Torunia, na co z ochotą przystałam.
Zapakowaliśmy się tedy do samochodu i w drogę. Ciechocinek jako pierwszy punkt docelowy. Po drodze J. opowiadał o Nieszawie, o Kłodawie, wskazywał pola pod Płowcami. To było dziwne i przyjemne uczucie, kiedy cos co dotychczas było pozycją w książce do historii, nagle stało sie konkretnym rzeczywistym miejscem. Otarłam sie o historię :-)))
mój ulubiony ciąg dalszy nastąpi..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz