26 marca 2009

na ciepło

Zmęczona jestem. Mocno. I psychicznie i fizycznie.
Wczoraj: klinika na poziomie, no może nie amerykańskiego filmu, ale miło odstaje od standardu kasy chorych. Mili lekarze, miłe pielęgniarki, czysto, sympatycznie. a wszystko to w murach szpitala Bonifratrów. Moja matka na zabiegu leczenia oka z zaćmy. tak, trochę to kosztowało, ale warto było. Stres niewielki, choć i tak wy6jończyło mnie to nerwowo. Matkę tez, więc po powrocie padła i zasnęła jak kamień. Ja nie mogłam spać, więc było gorzej. W dodatku, zakręcona byłam wczoraj wieczorem, więc posiałam gdzieś zegarek i jestem bez zegarkowa. Tęsknie do mojego zegarka, gdzieś ty gupi polazł?
Rano skoro świt pojechałyśmy na kontrolę. Ma być dobrze. Powinno być dobrze.
Wykorzystałam resztę wolnego dnia na zakupy, wizytę w przychodni (ostatnio często tam goszczę). Polazłam do reala. Śmieszny moment: przejście przez dwupasmówkę, światła na przycisk. jakiś chłopak, popisując się przed dziewczyną, stukał i pukał w przycisk, jakby to miało przyspieszyć moment przejścia. W realu kupiłam co trzeba, głównie zapasy herbaty dla siebie. I tyle..teraz siedzę i słucham jednej mptrójki, co trwa 72 minuty. taka dostałam:) a co na niej jest? Koncert na skrzypcach Izaaka Perlmana.
Aha, jeszcze kilka niuwsów o dzieciaczku. Chudziaczek lepiej już je, żółtaczki nie ma. Idzie ku lepszemu, mam nadzieję.
Kwiatki wiosenne zakwitły stadami. I ptactwo leci kluczami..a na osiedle przyleciały szpaki i rejwach czynią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz