3 grudnia 2008

środa grudniowa

Ach, a wczoraj był taki piękny dzień.. I oczywiście aparat spał słodko, na półce w domu. A wieczór (heheh, koło 16.), był niesamowity. Niebo przejrzyste, prawie granatowe. Wysmukła wieża ratusza, z błyszczącą iglicą. A obok wąski i ostry sierp księżyca i dwie planety, jak srebrne iskry w jednym rządku, jak po sznurku. Zrobiłam zdjęcia komórką, ale co tam, to tylko będzie jak wyrzut sumienia, że nie wzięłaś sieroto aparatu.
Dziś aparat wzięty, no i szaro, buro i ponuro.
W domu rodzinnym następuje wymiana list prezentowych, idziemy z duchem czasu, więc maile i sms. Już jeden prezent zdobyty, kolejne czekają. Moja wypasiona lista również poszła wirtualnie. Najprzyjemniejsze z tego wszystkiego jest kupowanie prezentów. Potem to już średnio przyjemnie.
W związku z czasem świątecznym coraz bliższym, wypuszczam próbne strzałki do mężczyzny mojego życia. Nie wiem czy jest to najmądrzejsze, to co robię, bo jeśli na sugestię typu: wezmę laptopa z pracy obejrzymy sobie filmy przy dobrym winie i innych takich, mężczyzna nie wykazuje entuzjazmu, to ja już domniemywam, że przyjazd pod znakiem pytania. Ale w końcu mam prawo, po tylu obietnicach niedotrzymanych.
Powiększam jak co roku kolekcję aniołków. Niedługo będę musiała kupić grzędę żeby miały biedactwa gdzie przysiąść.
Robię szoking w pracy. Od siedzenia przy kompie, na pierońsko niewygodnym krześle, zaczęła mi znowu wysiadać prawa strona. ból w barku, brak czucia w prawej ręce.. ubrałam więc kołnierz ortopedyczny, w którym wyglądam jak ofiara wypadku. I troszkę lepiej..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz