16 sierpnia 2008

nie tak miało być, ale co mi tam...


Powoli upływa długi łikend. Nie się ukryć, że miały to być zupełnie inne dni. Miały być intensywnie wypełnione, dzielone z kimś bardzo bliskim, pełne radości i czułości. Nic z tego nie wyszło. Nawet nie wiem dlaczego, nie pytałam. Nie chcę chyba wiedzieć, bo mogę sie jeszcze bardziej wkurzyć. Widzę jednak wielką zmianę w swojej psychice i w swoim pojmowaniu świata. Jeszcze niedawno temu, jakieś kilka miesięcy, zdołowałabym się totalnie. A dziś? Przyznaję, ze byłam zła. I zawiedziona. Ale głównie zła, zlekceważona. Bo nie wierzę w niemożność przyjazdu do kogoś, kogo się kocha. Chyba że jednak czegoś o tym facecie nie wiem. Ale sory, pieprzę to. No doszłam do wniosku, że nic tak nie poprawia samopoczucia jak dobre zakupy, więc po prostu polazłam do Reala i spędziłam tam pół dnia. Od wczoraj wieczór pada i pada, a dziś rano deszcz wyglądał jak rozpylona mgła. Po drodze z rozkoszą wystawiałam się na mokre powietrze drobniutkiego deszczu. Chłonęłam wilgoć jak drzewa i inne krzoki. Nieomal czułam ich radość z tego deszczu. Zakupy i inne takie, były udane. Śniadanko w KFC i kawa. Kupiłam sobie różne ciekawe herbaty, kawę, oraz trochę ładnej bielizny. I jest dobrze. Słucham sobie muzyki, piję kawę i herbatę i myślę. Bo oto dokonałam jeszcze jednego odkrycia. Nie czuję sie, jak dawniej, samotna, czuję sie wolna. I odczuwam dziką radość powtarzając te słowa, niczym mantrę, jestem wolna, jestem wolna. Spotykam się z kim chcę i kiedy chcę. A jak mi ktoś robi fochy, to niech idzie na drzewo. Nie jestem zależna, ani uzależniona od nikogo i niczego. No może, od dobrej herbaty i owoców.
Tak więc jestem spokojna. I wolna. Jestem wyciszona i rozluźniona. I wrzucam sobie motylka, choć na zewnątrz pada deszcz i wszystkie się pochowały. I jestem wolna. Muszę tylko w to uwierzyć, tak na całe 100%. Bo na razie słucham tego z niedowierzaniem.
Moje główne czytaczki pojechały na wakacje. Tak więc piszę dla siebie i do siebie. Howgh.

3 komentarze: