5 maja 2008

wtedy i teraz

taki wiewiór sobie siedział na gałęzi, majtając ogonem. Trochę zdjęć w Iwoniczu robiłam, nie wszystkie są dobre bo:drętwiały mi ręce trzymające aparat, bo zwierzyna łowna była zbyt daleko, albo byłam zbyt zmęczona, co znowu powodowało drżenie rąk. Ale troszkę migawek z miasta i lasu pokażę. Dzisiaj na Leśnych Drogach, wiewiórki przed sanatorium i prawdziwe sarenki w lesie. daleko od szlaków, bo jak zwykle mnie zawsze poniosło gdzieś wąskimi, leśnymi ścieżkami. Bo jak tylko lepiej sie poczułam, a pogoda pozwoliła, to wolałam być na szlaku, niż gadać o głupotach na ławce, na tarasie. A ponieważ nie miałam odpowiedniego towarzystwa. to włóczyłam sie po tych lasach sama i dobrze mi było. Szczególnie jedną wycieczkę pamiętam bardzo. Napiszę o niej, kiedy dojdę do tych zdjęć i wspomnienia ożyją. Albo nie. Najpierw inne wspomnienie: Pierwszy triumf ze zdobycia szczytu góry Przedziwnej i ostatnią wędrówkę, ślicznym, papieskim szlakiem. I telefon do MS, bo musiałam się z kimś tą radością podzielić.
*
Idę jutro do pracy, po 5 miesięcznej przerwie. co czuję? Trochę obawy, bo nie mam tam łóżka, żeby sie położyć, kiedy zabolą plecy. Obowiązkowe wyposażenie; to fiolka przeciwbólowych proszków i kilka uspokajających, tych różowych. Dzisiaj, aż trzech lekarzy życzyło mi powodzenia w pracy i powtórzyli przestrogi-nie nosić niczego cięższego, odpoczywać, spacerować a przede wszystkim przyjść do nich, kiedy coś zacznie być nie tak. Prawdę mówiąc wprawili mnie stan lekkiego osłupienia swą troską. Czyżby byli aż tak mili, czy też mój stan jest gorszy niż myślę? wolę zostać przy pierwszej wersji i niech ta zostanie najprawdziwszą prawdą.
Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz