9 grudnia 2010

bilans

Grudzień. To taki miesiąc na podliczenia. Podliczenia wszystkiego. Dni, finanse, zachowania moje i innych, wydarzenia na świecie, ale głównie te moje, osobiste. Grudzień to suma całego roku. Czasem jestem tak zmęczona tym podliczaniem i przygnębiona wynikiem, że nawet sie cieszę z końca roku. Normalnie napełnia mnie żałością, bo właśnie minął kolejny rok życia i coraz bliżej mi do śmierci ze starości, amen.
Zadam, więc teraz grudniowi kilka pytań. Swoja drogą współczuje mu, bo musi odpowiadać za wszystkie 11 miesięcy. One rozrabiały, on jest rozliczany.
Taki fajf.
No, więc drogi grudniu, jak odpowiesz na tych kilka pytań?
(teraz jest ta chwila, kiedy wymyślam pytania, pokrzepiając się kawą)
I nic nie wymyśliłam ciekawego, bo wszystko wydaje mi sie takie banalne. Było trochę radości, trochę smutków. Było trochę planów tzw. typowych, czyli takich, co nie bardzo wychodzą. Ja jestem elastyczna i łatwo zmieniam i układam nowe plany, od razu tworzę kolejne wersje, żeby oszczędzić czasu. Żałuję, że nie udało mi sie kupić aparatu, ale siła wyższa. Czy czegoś jeszcze żałuję? w tej chwili sobie nie przypominam, więc chyba nic ważnego.
Czy były szczególne powody do radości? Tez raczej nie. Owszem były chwile szczęśliwe, były chwile zachwytów i emocji, ale to były momenty w oceanie jednostajności. Jednym słowem, rok zwykły, przeciętny, nie gorszy ale i nie lepszy niż poprzedni. I tym sposobem rozliczyłam rok 2010, chociaż wciąż jeszcze trwa i może spłatać coś niemiłego. To też jest typowe dla mnie: jak coś nieoczekiwanego, to coś na pewno niemiłego. Gdzie moja nadzieja i optymizm? jakoś uleciały..
Więc, o czym teraz pomyślimy? Plan pracy sobie idzie jak trzeba, mimo mnie, bo już minęły czasu, kiedy się angażowałam i mi zależało. Kilka wiader zimnej wody i pomyj skutecznie człowieka leczy z takich zapędów.
W domu sytuacja unormowana, nie patrzymy w przyszłość dłużej niż najbliższy tydzień, bo, po co sobie nerwy szarpać?
Święta przede mną, czyli jedno wielkie mycie naczyń i sprzątanie, w przerwach wspólne posiłki ze stadem rodzinnym. Natomiast po świętach jest fajnie, bo mam świadomość, że następne dopiero za rok. Teraz tylko należy zadbać, aby zgodnie z życzeniami pod choinką znalazły sie odpowiednie prezenty. Wszystko zaplanowane i pod kontrolą ;-)

3 komentarze:

  1. Jakie tam "za rok"? :D A Wielkanoc to nic?
    P.S. ładny i optymistyczny awatarek masz :) Podoba mnie się :))))
    P.P.S. Ja podsumowania robię w Sylwestrowe popołudnie, najchętniej na polu pod lasem o zachodzie słońca oparta o któreś z drzew :) Malownicze i optymistyczne okoliczności przyrody :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Życie kochana, życie :)), a wyszedł na zero?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieźle podsumowałaś grudzień - fajnie się to czyta, lekko i przyjemnie ale z tą śmiercią nie przesadzaj ;) Ja od 3 lat cieszę się z końca roku - taki lajf niestety :) A nadzieja i optymizm powrócą szybciej niż Ci się wydaje ;) Aha ! I jesteś bardzo zorganizowana !

    OdpowiedzUsuń