21 kwietnia 2010

tak se, bez tytułu



Przyznaję, byłam trochę zdołowana ostatnio, bo i te śmierci dookoła i moje osobiste niedomagania; infekcja oczu, kręgosłup o sobie przypomniał (ból barków i karku, silne bóle głowy).
A od wczoraj uparcie mi sie pęta po głowie „The schow must go one”, więc skoro tak, jak must to must. Tedy niech życie idzie dalej, a ja staram się za nim nadążyć drobnym kroczkiem. I mam w planie spotkanie z przyjaciółmi na piwie ( na szczęście oprócz Lecha dają tam Tyskie, bo Lecha okrutnie mi zbrzydziły ostatnie kawały, chodzące po ludziach i sieci) i nie będę myśleć o przykrych sprawach. Tak. Howgh!

6 komentarzy:

  1. Przysiadam Elfko z Tobą do tego piwka - też mam dosyć tych monotematycznych wpisów i programów, musimy nadal żyć! Pozdrawiam Cię cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  2. a mi tak się po głowie od dłuższego czasu po tych wszystkich tragediach ostatnich pałętało "...nic nie może wiecznie trwać..." pozdrawiam i dobrej zabawy życzę:) relaks:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wypij i za moje zdrowie, bo ja piwa nie pijam :)
    A nam życia trzeba, szarości już dość. Życia tym ofiarom i tak nie przywrócisz, a tylko sama w dołek spadniesz. I na co to komu? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, Elfiku!
    Ja niestety, nie mogę na razie se piwknąć (leki), ale chętnie się z tobą posolidaryzuję.
    Marzynia - kalika zaleczona

    OdpowiedzUsuń
  5. piwo w doborowym towarzystwie:) tu juz nieo samo piwo chodzi,choć wczorajsze-musze przyznać było dobre! i smak i temperatura i "gęstość"-dobre piwo z tyskiego browaru. Towarzystwo tez było przednie i moja, zachwiana ostatnio równowaga, została przywrócona.

    OdpowiedzUsuń