14 grudnia 2009

takie tam..


Powrót do pracy, po kilku dniach L4, jest zawsze bolesny. Niby nic, a jednak jakiś inny ten obcy świat. Nie wychodzi mi przystosowanie do pracowego życia, zbyt obcy zrobił sie ten świat. Tak wiem, że to kwestia czasu. Po prostu ostatnio myślałam o świętach, a raczej ich organizowaniu. Tak się dziwnie składa, że święta w naszym domu, to głównie: zakupy wszelakie spożywcze, prezentowe i inne. zakupy to ja jeszcze znoszę, choć uważam że za dużo tego wszystkiego, ale nie będę się kłócić z rodzicielką. Dla mojej mamy, święta to głównie „robota”. Ta „robota” trwa już od wczoraj, bo wczoraj piekłyśmy ciasteczka. Potem będzie pieczenie ciast, bo muszą być pieczone, z kupnymi to w ogóle nie ma świąt!! Więc nie bardzo wiem, co ja w tym wszystkim mam robić? nie piekę ciast; tak wiem, jestem wyrodna, nie gotuję, sprzątam niechętnie.. do niczego (wg. mam) się nie nadaję. Więc trzeba mnie zmusić żebym to polubiła, nauczyć mnie. I tak mnie uczy z odwrotnym efektem ileś tam lat. I pewnie nigdy nie zrezygnuje. I znowu zapomniałam kupić bułkę! mam kilka starych sucharów, może się nadadzą. Ale najważniejsze dla mnie, w tej całej świątecznej sprawie, to wspólnie spędzony czas, te kilka godzin przy choince, przyjazd MS. I czy nie mogłoby tak właśnie być? Czy nie wystarczy posiedzieć razem? W gronie najbliższych ? Niestety na pierwszy dzień przychodzą ludzie tzw. rodzina nasza, Krewni których widujmy dwa razy w roku. Tak, nie mam pojęcia jak żyją, jesteśmy sobie obcy zupełnie, jak z odmiennych światów.. Ale przychodzą, bo tak wypada, bo moja mam ma silne poczucie obowiązku i przywiązanie do tradycji, a tradycja wymaga, żeby ci wszyscy obcy ludzie przychodzili do nas. I jedli i jedli i jedli...a dla nas zostaje „robota” i niewyobrażalne uczucie ulgi, że oto święta się skończyły. Coś tu nie gra, czyż nie?
Ale, żeby nie było tak okropnie, powiem, że: lubię kolorowe migocące światła choinki, lubię muzykę okołoświąteczną, lubię chwilę kupowania prezentu i chwilę rozpakowywania, lubię być z tymi których kocham. A w pracy postawiłyśmy malutką choineczkę na biurku i zaświeciłyśmy światełka.

4 komentarze:

  1. Przez kilka lat z rzędu byłam totalną "dziwaczką" w temacie świąt. Opłaciło się :) - teraz obchodzę święta na moich warunkach. Pomocne co prawda było to, że jestem na swoim, ale rodzinne macki presji i przymusu potrafią sięgać nawet z bardzo daleka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ...a moja ma 1, 40 i już przystrojona stoi i mruga do mnie i Syna:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. moja mam jest taka jak Ty,jeżeli chodzi o opinię na temat świąt, ja podobnie, chociaż piekę ciasto, ale to też zależy w jakiej jestem kondycji psychofizycznej
    czasami nie zauważam świąt
    mam nowego aniołka kiczowaty ale śliczny :)
    MS przyjedzie ? :O

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie choinka też już przystrojona. Mruga radośnie wieczorami i już jakoś klimatycznie się zrobiło.
    Wyjątkowo ciesze się z kryzysu, bo dzięki temu Święta będą skromniejsze, ale za to takie jakie powinny być. Najważniejsi są bliscy, a nie to co i ile stoi na stole.
    Nawet śniegiem popruszyło ;)
    To będą miłe Święta :)

    OdpowiedzUsuń