1 grudnia 2009

takie tam..


Jakiś smutny ten dzień. I wszystko mi jakieś obojętne. Pogoda? moja energia jakoś gdzies cichcem się ulotniła i nie wiem gdzie jest.
Przychodzę rano do pracy. Humor mam taki sobie, zaczynam dzień od otwarcia okna i włączenia czajnika z wodą. Potem myję owoce, jeśli je mam. Woda się zagotowała, więc czas na pierwszą kawę. Uświęcony czas picia kawy. Przed kawą nie otwieram komputera i prowadzę rozmów służbowych. Taka jestem, o :-)! Moja kierowniczka. Przychodzi później niż ja, bo mieszka o wiele bliżej (nie musi dojeżdżać), słyszę jej kroki na korytarzu, kroki starej, zmęczonej kobiety. Wchodzi do pokoju, włącza komputer, kładzie torebkę i jakieś siaty na krzesło, zdejmuje kurtkę i siada przed komputerem. Wzdycha ciężko i podpiera głowę. Ja piję kawę, ona już pracuje. Poczta służbowa, okna do „przetaczania” kolejnych plików. Ona już pracuje. (Dla wyjaśnienia: nie musi. Nie ma takiego przymusu, to nie jest praca na akord). Ja nie wiem, czemu mnie to tak cholernie wkurza? To że nie rozbierze sie spokojnie, nie usiądzie na chwile i nie porozmawia o prywatnych sprawach. Kiedys byłyśmy dobrymi kleżankami, teraz coraz więcej w niej kierowniczki, coraz mniej koleżanki. I ma silny przymus pracy. I silny przymus siedzenia w pokoju, żeby broń Boże nikt jej nie musiał szukać. A ja, jakby na przekór.. Nie, nie mam poczucia winy. Po prostu mam inne priorytety i praca nie jest na górze listy. Już dawno spadła prawie na sam dół.
Łikend okazał sie być bardzo pracowity. Sobota w pracy. Niedziela w pracy, tyle że w domu. Sprzątanie, sprzątanie, a po południu wizyta Apisiów z Misiakiem, który choć niewyspany jednak zachowywał się miło. Tzn. nie ryczał ani nie marudził przez większość pobytu, więc wybaczyliśmy mu, już końcowe marudzenie. Pojechał do domu, a wykąpany zasnął sobie nieomal natychmiast. Wpadł jeszcze mój brat z bratówką, przynieśli fajne ciasto ze śliwkami i mnóstwo zdjęć i opowieści z Nepalu, gdzie byli dwa miesiące. Ech cudna sprawa...

6 komentarzy:

  1. O, to z pracą mamy podobnie... Ja też najpierw włączam czajnik na kawę, a dopiero potem komputer. Potem prywatna poczta, wiadomości. A właściwa praca tak około ósmej dopiero się zaczyna :)
    A ostatnio to już w ogóle nie chce mi się przychodzić do pracy. Czy to ta jesień taka?

    OdpowiedzUsuń
  2. Już prawie pełnia Księżyca ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Elfko,
    coś bardzo fajnego zrobiłaś z tym zdjęciem. podoba mi sie :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. pracoholiczka ta kierowniczka:)
    pewnie jest nieszczęśliwa i ucieka od rzeczywistości w pracę ?
    ..a tam gdzieś za 7-ma górami i morzami...

    OdpowiedzUsuń
  5. Latrniku, chyba masz rację.Dodatkowo wiatr halny, zawsze złe myśli przynosi.
    Emma, czasem sie bawię:)
    Di-chyba masz rację.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja co prawda najpierw wlaczam komputer, ale czajnik zaraz potem:)
    I tez chce na dwa miesiace do Nepalu!!!!

    OdpowiedzUsuń