Dzisiaj zjadłam: tabliczkę czekolady z orzechami, trochę winogron, dwie mikro bułeczki, kawałek kiełbasy myśliwskiej, wypiłam dwie kawy, milion herbat. Nie wiem co o tym myśleć? Czekolada wiadomo, przyczyna szczęścia i zadowolenia. Ale reszta? no dobrze. Jutro pójdę na rynek, zrobię milion zdjęć szopek.
Nie ruszają mnie święta. to nawet dziwne, bo co roku coś sobie kupuję; a to szklane a to słomkowe, a to insze, ekologiczne, aniołki. A w tym roku nic. Nul, zero. I jakoś mi to obojętne co i jak, więcej powiem-denerwuje mnie mówienia o świętach, kto kiedy przyjdzie itd. Do szału mnie doprowadza moja mam, dla której święta to urastają do rangi jakiegoś potwornego obowiązku, bo tak się musi, bo tak, bo taka tradycja, bo wszyscy(!) tego oczekują. Ja juz myślami jestem poza świętami, już wyjeżdżam na kilka dni, zmieniam otoczenie, zmieniam świat i olewam to wszystko.
Jutro pewnie kilka tegorocznych szopek, bo wybieram się robić zdjęcia. Oby pogoda dopisała.
2 grudnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
życzę udanej pogody i czekam na rezultaty :)
OdpowiedzUsuńJa też nie przywiązuję wagi do świąt. Moja mama też robiła ze świąt horror i po wielu latach przeżywania takiej schizy robię dokładnie odwrotnie niż "się" powinno. W ogóle mam alergię na "SIĘ" :)
OdpowiedzUsuń