4 czerwca 2009

codzienność

Właśnie zaczął padać deszcz..
*Dzisiaj rano, słońce udawało że zostanie cały dzień. Zamiast niego, na ścieżce rowerowej szło 4 panów wciąż świętujących głośno zwycięstwo Wisły. A ulicami pojechało całe stado policyjnych autek na syrenie, z odpowiednikami dawnej „czarnej Wołgi”. Coś mi to przypomina, ale nie był to czerwiec.
*Zimno, ciemno i pochmurno. Ludzie poubierane w kurtki, płaszcze, polary. Wśród nich dziewczyna; w letniej sukience, wyróżnia sie w tłumie postaci. Wyróżnia się, jak chory obandażowany palec, wśród zdrowych. Jej widok drażni i sprawia, że ludzie otulają sie mocniej ciepłymi ubrankami.
*Prognoza pogody bez zmian. Truskawki zaczynają chorować
*Sabat podwarszawski raczej zostanie odsunięty na czas przyszły. Impreza miejscowa ważniejsza, krapki bliższe mojemu sercu. Nie da sie ukryć. Choć chętnie połączyłabym to w jedną imprezę, bo i tam mnie ciągnie. Ech taka żizń sobacza. Zresztą nieciekawa wiedźma ze mnie. Elfy nigdy nie były dobre w te klocki, a taki miejski elf jak ja, to już w ogóle. Tyle, że czasem pogadam z drzewami w mieście.

*Pomarudzę trochę, no muszę. Coś źle sie wszystko ostatnio układa. Api na mnie obrażona, bo nie rzucę wszystkiego i nie zrezygnuję z planów na długi czerwcowy wekend, żeby być z nią. Ja rozumiem, że tego potrzebuje, tym bardziej że P. pracuje, ale ja od dawna ten wyjazd przygotowywałam, mnóstwo ludzi jest w to zaangażowanych i nie wezmę tak ot i nie walnę tym wszystkim, zostawiając kilka osób na lodzie. Trudno, wiem, że jestem wyrodna i pogodziłam się już z tym kiedyś. Choć to czasem boli.
*Młody przyszedł wczoraj w nocy w stanie wskazującym na spożycie nie wiem czego, w każdym razie haftował całą noc i umierał. Nie wiem co on spożył, doprawdy ta młodzież nie ma żadnego rozeznania. A we mnie walczył instynkt matki i chęć pomocydziecku, z niechęcią i uczuciem podłym czyli: dobrze ci tak. Będziesz miał nauczkę na przyszłość. W każdym razie młody dziś bardzo chory jest.
*Ogólnie jest mi źle. Pogoda daje w dupę i objawia się wzrostem różnych bolesności. Mogę powiedzieć śmiało: nie ma takiego miejsca które by mnie nie bolało.
To może wystarczy..
apdejt
*Zły los takpokierował, że prawdopodobnie nigdzie nie pojadę.
*Młody sie okazał być dodatkowo zainfekowany wirusem i tak się złozyło, że wszystko razem go sponiewierało.
*Pogoda nadal upierdliwa i moje ciało jej nie lubi.Tylko dlaczego mści się na mnie?

7 komentarzy:

  1. Szkoda, ze tak sie nam imprezy zlozyly.
    Mam nadzieje, ze nastepnym razem sie uda, ale domyslilysmy sie, ze blizsza cialu koszula.
    Sabat w naszym wykonaniu mysle ze wygladal by bardziej jak u Pratchetta, tance nago lub w zwiewnych szatach wokol drzewa nie byly przewidziane. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. obiecajcie ze bedzie jeszcze wiele sabatów..

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, na Twoimm miejscu miałabym identyczne rozterki i priorytety. Zarówno w kwestii Api jak skacowanego Młodego ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Sorry, nie znam dokładnie kto i jak i gdzie, ale Młody może powiedzieć w ramach samoobrony- Niedaleko padło jabłko od jabłoni :)
    Śpię na stojąco już trzeci dzień-ciśnienie 100/70, a kawa trawi żołądek. Bądź pozdrowiona :)

    OdpowiedzUsuń
  5. dzieki:)
    apdejta zrobiłam!

    OdpowiedzUsuń
  6. no nie, Dinoor, nie załamuj mnie! ;-) "Młody może powiedzieć w ramach samoobrony- Niedaleko padło jabłko od jabłoni :)", ja nie rzygam po nocy w domu ani nigdzie indziej! a piję kulturalnie i wstrzemięźliwie! w dodatku same zdrowe trunki piję!no! ;-)))))

    OdpowiedzUsuń
  7. no tak w celach leczniczych -piwo na przefiltrowanie nerek
    ja raz we wczesnej młodości doznałam nieoczekiwanego :):) zatrucia rumem i do dzisiaj nawet do ciasta nie używam olejku rumowego
    dzisiaj strzelę sobie Red Bulla na pobudzenie
    na zdrowie! :)

    OdpowiedzUsuń