11 kwietnia 2009

przed świętami


Cos bym napisała, ale jakoś mi się nie chce. Dziwnie się wszystko układa, tak dobrze i w kolejności jak trzeba, że aż mi sie straszno robi. No bo nie pamiętam, żeby kiedyś tak było. Spokojnie i bez nerwów. Co zaplanowane; ma szanse na realizację. Planów a planów! mam sporo! A mianowicie: swięta pod znakiem: "teraz my idziemy do was! w oba te dni! a nie jak dotychczas, że cały naród wali do nas i tylko zmęczenie i gary i kasa, a nic dobrego ze świąt nie pamiętam". Następny łikend: przyjazd mojej przyjaciółki w pątek, w sobotę spotkanie na krapkowisku i wielkie szczęśliwe pijaństwo (przynajmniej tak sobie planuję). Jeszcze następny: w sobotę farbuję włosy. W niedziele dyżur. A na początku maja: wyjazd do Grodu Gryfa. I w trzecim łikendzie majowym, wizyta mojego kochanego Jureczka, co jest mi bliższy niż brat rodzony. No i tak ma być i na razie żadne klęski żywiołowe nie grożą. Ale ja jestem, tfu, przesądna, a los jest złośliwy i może mi jak zwykle psikusa sprawić. Jak zostało zapisane tak będzie.
Wczoraj bardzo piękny spacer, w pięknym dniu. Wyszłam wcześniej z pracy, zrobiłam zakupy, potem poszłam. Z aparatem. I robiłam sobie zdjęcia, a robienie niektórych zdjęć ma w cobie coś nieomal mistycznego. Bo widzę, że kadr jest inny, ma światło, blask i cienie, a zwyczajne rzeczy pokazuje niezwyczajnie. Potem niecierpliwie patrzę na monitor i patrzę na obraz i czuję w sobie taki dreszcz.. I jak mi się zdjęcie dalej podoba, to nie pokazuję go nikomu. Mam kilka takich, tylko dla siebie. Dlaczego? bo nie chcę.
Właściwie wszystko już zrobiłam. Umyłam okna, odkurzyłam, zrobiłam pranie. Wywaliłam dwie wielkie reklamówki ubrań, które czekały aż schudnę, tralala. Doszłam do wniosku, że mimo wszelkich wysiłków nie schudnę, dalej będę obrzydliwie gruba i grubsza i chude ciuchy won. I mogłabym pójść sobie, ale jestem tak kurewsko zmęczona.. że wolę posiedzieć w domu. Mam szalała w kuchni, też padła. Cicho i spokojnie w domu, młody z kolegami poszli na działkę, nawet radio nie gra. (A działkę nam niedawno okradli, okna w domku wybili. Chyba trzeba wynieść się i dać sobie spokój). Jutro do Apiów, małemu zrobimy troszkę zdjęć. Pogoda mi też odpowiada, nie jest gorąco a jasno, słońce świeci. No pisałam, że wszystko się tak układa, że aż mi strasznie. Trzęsienie ziemi (takie malutkie, lokalne tylko dla mnie), albo inny kataklizm mi grozi??

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz