22 lutego 2009

przy niedzieli

Dzisiaj rano było minus 10 stopni. Mróz. Mimo to, powietrze było lekkie, bez wiatru. Poszłam sobie do pracy i sobie siedzę w pokoju na poddaszu, z widokiem na dachy. Na dachach leży śnieg i błyszczy w blasku bladego słońca. Zakończyłam oglądanie Dextera. Nigdy bym nie pomyślała, ze będzie mi brakować tego cowieczornego dawkowania dwóch odcinków. No, ale brakuje, więc czekam na Kolejne odcinki Losta. Wczoraj obejrzałam dwa pierwsze 5 sezonu i nawet mi się podobało. Lubię manipulacje z czasem.
Właściwie to chciałam napisać o rytuałach. O takich codziennych rytuałach zwyczajnych i niezwyczajnych. Czyli o codzienności i o szczególnych okazjach. Moja mam, im starsza, tym większą uwagę przywiązuje do okazji typu: święta, imieniny, urodziny. Każdy dzień jest godny świętowania. Ja nie obchodzę imienin od dłuższego czasu. W tym dniu dostaje głównie sms z życzeniami i to jest wszystko. Nie celebruję, nie urządzam przyjęcia, nie goszczę rodziny. Aż tu nagle, w tym roku mam wystąpiła z sugestią, abym zaprosiła mojego brata na imieniny. Najpierw mnie troszkę zamurowało, ale potem powiedziałam, tak, jasne, czemu nie? Wiedząc, że brat nie przyjdzie, bo po pierwsze jest to czwartek, więc środek tygodnia i dzień roboczy, po drugie nie będzie mu się chciało, po trzecie od lat załatwiamy to przez telefon. Ale żeby nie podejmować dyskusji, zgodziłam się bez oporu.
Codziennym rytuałem u mnie jest bardzo mocna herbata po angielsku, wcześnie rano, tuż po obudzeniu się. Nie ma herbaty? Nie jestem obudzona cały dzień i żaden inny napój mi tego nie zastąpi. W dodatku herbata musi być w odpowiednim kubku, odpowiedniej pojemności i temperaturze. Kłopot na wszelkich wyjazdach.
Inny rytuał to pierwsza kawa w pracy. Jabłko wieczorem. Papieros wieczorem, najlepiej na balkonie, jak już się zrobi ciepło. Więcej rytuałów nie pamiętam.
Teraz myślę o wyjeździe. O kilku dniach urlopu. Zastanawiam się, co zabrać ze sobą, jak się ubrać. Pogoda zmienna jest i nie mam pojęcia czy będzie zimowo i śnieżnie czy nastąpi wiosna. Chyba siadł Plus w mieście. Dziwne uczucie, mieć telefon, który nie działa. Czuje się częściowo odcięta od świata, ale nie przesadnie. Na szczęście jest Internet, inaczej byłabym ślepa i głucha.
Na leśnych drogach zimowo. Mam coraz większą potrzebę wygrzebania z archiwum letnich kolorowych zdjęć i wrzucić, dla poratowania psyche. Doprawdy, mogłaby dać sobie już spokój, jej Wysokość Pani Zima.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz