17 lutego 2009

17 luty

Kolejny zimowy dzień. Śnieg prószy, trzeba czapkę z daszkiem, kurtkę, buty wysokie. Na osiedlu zwały śniegu i zasypane „miejskie” chodniki. Te osiedlowe są uprzątnięte. Droga do tramwaju urozmaicona; zaspy, błoto poślizgowe, grudy przymarznietego śniegu. Wczoraj zabawna sytuacja w tramwaju. Wsiadam ci ja i staję sobie grzecznie w katku. Jakaś panienka patrzy na mnie i szybko sie zrywa z miejsca. Tłumaczę, że nie trzeba, cały dzień w pracy siedziałam, ale nie, ona w dodatku mówi: mogłaby pani sie poślizgnąć, albo upaść.. Ja z przerażeniem myślę; boże czy ja już taka stara jestem? Tak to widać moją zgrzybiałość? Trochę zmrożona wewnętrznie siadam, podziękowawszy. Dojeżdżam do mojego końcowego przystanku, wstaję. Patrzę na swój polar i olśnienie.. Gruby luźny polar, pod spodem cieńszy polarek, szal, no nic tylko w ciąży jestem! Ufff, ulżyło, to nie starość, to wręcz przeciwnie :-)))
Z innej beczki. Podesłałam znajomemu od fotografii jedno moje zdjęcie. Uważam że zdjęcie jest moim wybitnym osiągnięciem. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam na monitorze poczułam taki typowy dreszczyk, jak zwykle, kiedy coś na mnie działa. Piękny obraz, muzyka, cos takiego. więc poczułam to przy swoim zdjęciu. Jest w nim wszystko to co lubię. Światło, drzewa, kruchość i lekkość.. klimat leciutko z Beksińskiego. Znajomy sumiennie zdjęcie obejrzał, dojrzał jeden mankament, opisał z czym mu się zdjęcie kojarzy (z różnymi prozaicznymi rzeczami) i tyle. Potwierdza się to co już dawno podejrzewałam, czyli co ja uważam za dobre w mojej tfurczości, rzadko kiedy sprawdza się u innych. Jednym słowem, mój odbiór jest tylko moim odbiorem. Nie byłabym w stanie wybrać zdjęć do wystawy, albumu, czegokolwiek. Mój wybór nie byłby interesujący dla inych. Kicha i tyle.
Problemy w miejscu pracy. Niemiła, nieciekawa sytuacja. Derekcja wezwała moją szefową, aby poinformować ją o tym, że jedna z naszych koleżanek (była szefowa) opowiada „na mieście” brzydkie rzeczy o naszym derektorze. I o naszej obecnej szefowej. Szefowa siedziała lekko sztywna, nie widząc co powiedzieć. No bo co mogła? no mogła zapytać po cholerę, właściwie on jej o tym mówi? co ona ma pilnować pracowników w ich czasie prywatnym? Derekcja zastosowała jeszcze lekką groźbę na temat zwolnienia „brzydkiej” koleżanki (czego on absolutnie by nie chciał zrobić! tiaa). Dodała także, że wiadomo jej, iż w naszym pokoju pracowym odbywają sie spotkania ludzi niezadowolonych i że spiskujemy z jego wrogami. Jako jednego z wrogów wymienił mojego eksmęża, z który żyję w przyjaźni. Mążeks przychodzi do mnie, kiedy bywa tutaj na dworze, żeby pogadać i napić się herbaty. No bo czemu ma nie przyjść? Trzeba mieć mocno najebane w głowie, żeby dopatrywać się jakiś spisków w tych wizytach. Zbrzydziło mnie to.
O, własnie wyszło słońce. Tak bym chciała żeby zrobiła się wiosna. Może uda się pojechać na kilka dni urlopu, na początku marca.
Za długo siedzę na tyłku i znowu wszystko mnie boli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz