20 stycznia 2009

please I'm waiting

Simone de Beauvoir (…)napisała następujące zdanie: "Oderwanej od dziecięcej przeszłości, teraźniejszość wydaje się tylko przejściowym okresem - nie widać w niej celu, do którego warto dążyć, lecz wyłącznie - rozmaite zajęcia. Młodość swą, bardziej lub mniej wyraźnie, zużywa na czekanie." Nie wiedzieć czemu bardzo się identyfikuję z tym fragmentem. Identyfikuję się, bo w sumie też mam wrażenie, że nie robię w życiu nic innego tylko czekam i że czekam na coś od kiedy pamiętam. Powiem więcej, od kiedy pamiętam cechą, na rozwój której u mnie kładziono największy nacisk była cierpliwość: czekaj, musisz poczekać, poczekaj, jeszcze trochę. Więc czekam, czekam tak zupełnie bez celu i zupełnie bez sensu, zupełnie przy tym nie wiedząc na co, czekam myśląc co by tu dalej robić, co by robić w ogóle, co by mogło mi sprawiać przyjemność i dochodzę do wniosku, że w gruncie rzeczy nie umiem robić nic innego poza czekaniem i zabijaniem czasu w trakcie tego czekania.”
napisał Książe z Księstwa
Nie pierwszy raz czuję pewnego rodzaju więź z jego słowami. Czekać, tak czekanie jest tym co potrafiłam robić w życiu najlepiej. Zawsze jest/było cos na co warto było poczekać. Przyjemności wieku dziecięcego, pierwsza miłość w wieku szczenięcym, pierwszy samodzielny wyjazd, pierwszy pobyt w górach, pierwsze oczarowanie morzem, lasem, pierwsza jazda na konna, pierwszy raz aparat w dłoniach, pierwsze godziny w ciemni.. ech namnożyłoby się tego bez liku. Czy zawsze było warto czekać? Nie zawsze, ale wartość w wielu wypadkach miało samo czekanie/oczekiwanie. I tu jest pies pogrzebany! (swoją drogą, paskudne powiedzonko, blee). Czekanie. Ten moment niepewności, bo przecież nie wiem jakie TO będzie. A póki nie wiem, to mogę sobie wyobrażać, że będzie to piękne i wspaniałe. I mogę tego oczekiwać z drżeniem i obawą ale także i z utęsknieniem. A czekanie na coś niemiłego też ma swoje zalety. Czekanie przecież odwleka to co nieuniknione. Można czarodziejskimi sztuczkami rozciągać czas. A może coś się zmieni i to złe nie nadejdzie? zawsze do czekania warto dołączyć szczyptę nadziei.
Dziwnie się składa, że z upływem lat jakby coraz rzadziej na coś czekam, jakbym pogodziła się z myślą, że nie mam już na co/na kogo czekać. Książe na białym koniu już nie przyjedzie, dookoła świata też już nie objadę, więc czekanie ma coraz bardziej prozaiczny i praktyczny charakter, czekam więc na następny odcinek ulubionego serialu, na wypłatę pensji, na wiosnę. Rzadko mi się zdarza konieczność zabijania czasu w trakcie czekania. Doświadczenie w różnorakich oczekiwaniach i ich spełnieniach nieraz wykazało, że oczekiwanie jest często przyjemniejsze niż spełnienie. Więc tak naprawdę, wolę czekać niż już coś mieć, albo przeżywać. Chyba, że w kolejce już czeka kolejna rzecz na czekanie. :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz