1 listopada 2008

1 listopad



1 Listopad nigdy nie wywoływał u mnie szczególnych wzruszeń. Często jechałam na groby babci i dziadka, a ponieważ nigdy ich nie znałam, więc i nie czułam wiele. Dziś byłam na cmentarzu i posiedziałam chwile przy grobach bliskich, zapaliłam światła, podumałam..Mimo deszczu i ścisku w autobusach nie czułam sie źle. Nie chciałam zabić baby w autobusie, co nie dość, że leżała prawie na mnie, to jeszcze co chwile się kręciła i przyciskała mnie swoją grubą dupą, do twardych i nieprzytulnych kości autobusu. Nie byłam ani wkurzona, ani smutna, ale mocno wyluzowana i wyciszona jednocześnie. Szkoda tylko, że padał deszcz. Choć cmentarz w deszczu ma swój urok. No i trudno zapala się światła, trzymając jednocześnie parasol nad sobą. Ale jakoś to było. Przy grobie taty zaszła śmieszna historia. Myślę, że gdybym była egzaltowaną i wierzącą w cudowne przypadki osobą, to pewnie bym poczytała to za cud. Na grobie mojego taty było kompletnie pusto. ani nawet suchego kwiatka. Widać macocha jeszcze nie przyszła. Na krzyżu jest zdjęcie taty, zresztą niezbyt podobne. Krople deszczu spływały po jego obliczu jak łzy. Mój biedny tata "płakał", że nikt nie ubrał jego grobu! ;-)
Zapaliłam lampkę, jedno duże światło jak co roku, a tacie obeschły łzy. Chyba był zadowolony.
Koszmarny tłok w autobusach. Jednak udało mi sie dojechać i wrócić. I to by było na tyle. Liczę na trochę pogody jutro. Mam znajome sikorki w jednym miejscu, chciałabym złożyć im wizytę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz