20 października 2008

nic ciekawego

Co by tu napisać. Nie chce mi się juz pisać o tramwajowych perypetiach, bo nie.Wekend był w miarę udany. Pogoda dopisała, długi spacer po parku, potem odpoczynek,wieczorem film.
W niedzielę był kolejny dzień szalonego sprzątania ( czyt. wyrzucania rzeczy na śmietnik), potem długa i pachnąca kąpiel w towarzystwie jabłka i dobrej herbaty. Do świeczek i muzyki w łazience jeszcze nie doszłam, ale wszystko przede mną. Wieczorem Szybki rajd do parku, zimno było wiatr, mimo słońca.
A potem nastąpił Zjazd rodzinny, wielopokoleniowy,czyli imieniny mojej Mamy. Mimo wielu osób i kilko pokoleń ( aż 4!) od najstarszej seniorki rodu, czyli mojej mam do całkiem nowego człowieka, czyli synka mojej bratanicy,udało nam się zachować pogodę ducha i w miarę stabilną kontrolę nad wydarzeniami. Zawodziła tylko łączność i dwie osoby dostały herbatę zamiast kawy, ale było ok. Wprawdzie w pewnym momencie moja osobista kontrola zawiodła i potknęłam się o jedyny prób w tym domu, pierwszy raz w życiu, od kilkudziestu lat. Wyrżnęłam moją feralną ręką o kant szafy, która wyszła mi na spotkanie, dość boleśnie niestety. A poprawiłam dzisiaj przy wsiadaniu do przeładowanego tramwaju. Ja kiedyś chyba skończę w sposób nagły i bolesny.
Podjęłam też ważką decyzję sprzedania mojego kompakta. Jest b. dobry w swojej klasie, wypróbowany, sprzedam za rozsądną cenę. Chce ktoś?

2 komentarze: