4 września 2008

wczorajszy dzień zaliczony

Tutaj rodzina dokonuje inspekcji, czyli sprawdza na której ławce siedzą chętni dokarmiacze. Jak ich zlokalizuje to ładuje się na brzeg. Ja taka chętna nie byłam, bo miałam dwa ostatnie herbatniki, ale nie było wyjścia, trzeba było oddać haracz.

Po zjedzeniu herbatników łabędzica nasyczała na mnie groźnie-co tak mało ?????!!! i była tak rozjuszona, że musiałam się ewakuować za ławkę. Ze złości ugryzła mój nic niewinny plecaczek, który siedział spokojnie na ławce. Niestety nie zdążyłam zrobic fotki, ale widać jak się przymierza...:-)zbiłam milion pięćset tysięcy zdjęć, z nadzieją, że jakieś 700.000 wykasuję, ale teraz mi szkoda każdego. Ot taki los posiadacza cyfrowego aparatu.
*
Wczorajszy dzień przeżyłam. Wycieczka nie sprawiła mi tyle frajdy co zwykle, bo jakoś męczyłam się szybko i stawy nożne bolały. W trakcie dotarłam do zajebistego bagienka o pięknym zielonym kolorze i kilku innych łądnych miejsc. Ale dopiero zakończenie wycieczki sprawiło mi dużą frajdę: najpierw spotkanie bliskiego stopnia z łabędzią rodziną, potem super dobra pizza z MS, w lokalu na jeziorem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz