15 września 2008

ale to już było....

Czasem fajnie jest zapomnieć o jakiś zaszłych rzeczach.Przypomnę sobie o nich po latach, kiedy barwy stracą ostrość a wspomnienie nabierze ulotności rzeczy dawnych. Spodobało mi się to zdanie. A całą sprawę wywołała rozmowa z Meri, na blipie.Rzecz o wyrzucaniu rzeczy. Rzeczy leżących w różnych szafach, na rożnych półkach, w różnych szufladach, pudełkach, pudełeczkach i innych schowkach. Rzeczy które czasem biorę w dłonie, z sentymentu, z pamięci do wydarzeń zamierzchłych, osób, których juz nie ma wcale, albo koło mnie.Więc tak jakby wcale. Rzeczy..ubrania z przed lat kilkunastu nawet, trzymane nie wiem po co, może dlatego, że kiedyś je lubiłam, może dlatego, że uszyte z jedwabnej sukienki mojej mamy? mnę w dłoniach cienki materiał i z oporem, ale jednak wyrzucam. Stare swetry dziergane jeszcze przeze mnie, traktowane jak wyzwanie rzucane sztuce dziergania, bo wzory coraz bardziej skomplikowane, kolorowe wspomnienie siebie samej siedzącej jak królowa roju w fotelu, otoczona kłębkami różnokolorowej włóczki, połączona z nimi nićmi, jak życiodajnymi pępowinami, daje życie kolejnemu sweterkowi o żakardowym wzorze. Wędrują na kupkę do wyrzucenia. Spodnie, pamiętające wędrówki, obozy, spodnie obszarpane na dole, pierwsze firmowe Rifle, Wranglery..niestety moja figura już nie taka. Więc niech idą w świat. Buty wyrzucam z mniejszym żalem. Stare i nowe torby, torebki. Wpadam od czasu do czasu w szał i wyrzucam hurtem. Nie wyrzucam zdjęć, szali kolorowych, szczególnie tych zwiewnych jak mgiełka, biżuterii,mimo że tej ostatniej nie noszę. Ale lubię sobie popatrzeć, a co.. tak ładnie mienią się hematyty, perły i srebro, w dłoniach. Chowam je znowu do szkatułki.
Nie wiem, co mnie tak filozoficznie nastraja. Początek jesieni? koniec urlopu? pogoda zimna i mokra? Nieprzespana noc w pociągu? Wszystko jedno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz