Migawki
Upalnie. Pyszne lody z malinami. Kawa, Pi naprzeciwko ze szklanka piwa, z papierosem, uśmiech w oczach, uśmiech na twarzy..
Wędrówka ulicami, przemykanie miedzy ludźmi, z opowieściami o mijanych ulicach, budynkach..
*
Kazimierz. Stara Synagoga. Ulica Miodowa, chłodne wnętrze "Szynku".
Lodowate piwo orkiszowe, pyszne pierożki z mięsem, kopiate talerze Pi i
młodzieży, zapiekane ziemniaczki, domowe frytki, filet z kurczaka..Cicha
muzyka i nasze gadanie, bo przecież tyle mamy sobie do opowiedzenia!
*
Jadę do hoteliku, gdzie mieszka Pi. Willa na skraju lasku Wolskiego.
Ulica Kopalina*, co za przedziwna nazwa. Dzień pochmurny, wcześniej
padał deszcz..czekam na autobus i robię kilka kadrów Parku Krakowskiego.
Autobus jest..wsiadam, są miejsca..po wyjeździe z miasta inny
świat..wąska kręta ulica, po obu stronach wille wśród drzew,
ogrody..Wysiadam, uderza mnie wspaniały zapach trawy i drzew, Pi już
czeka na przystanku, idziemy do willi gdzie mieszka.
Przed drzwiami "apartamentu" stoją foteliki, stoliczek, siadamy przed
domem i nie bojąc się krótkich ulewnych deszczów, siedzimy i gadamy..
*
Znowu upalny dzień. Umawiamy się w Szynku na obiedzie. jadę rozpalonym
tramwajem, zero przewiewu mimo pootwieranych okien i dachu. Tramwaj
jedzie wolno, jakby się bał, że gorące szyny zmiękną nagle i wygięte go
wykoleją. Powinno się mówić wytramwajają, czyż nie? ;-)
Powtarzamy nasze ostatnie menu. jest dobrze i chłodno, jedzenie pyszne,
piwo zimne. Po obiedzie jedziemy do Pietruszki na wieczorne posiady
przed domem. Wita nas słoneczna droga pełna ruchliwych cieni, zapach
sosen nagrzanych słońcem. Przed domem miękka, chłodna trawa, bose stopy
czują się jak na miękkim dywanie..
Spokojny wieczór wypełniony rozmowami,
popijaniem zimnego piwa i przegryzaniem cieniutkim kabanosem. jest
coraz ciemniej, na ulicy zapaliły się latarnie przykryte dywanikiem
bluszczu. Nagle ktoś postanowił nas odwiedzić..ogromna cudowna ropuszka
podeszła do drzwi, może zwabiona światłem?
Grzecznie i uprzejmie
pozwoliła na serie zdjęć po czym oddaliła się bez pośpiechu..Pietruszka z zapałem położyła się na ziemi, ciekawa jestem, jak jej wyszły portrety?
Ciemno, zamówiłam taksówkę. Pożegnanie. Czułam ze czegoś mi ubyło.
Dzięki Ci Pietruszko za te kilka dni. Za to że czułam się dobrze i
normalnie. Dzięki.
Przypis
*Pozycja
Woli Justowskiej - najbardziej dziś prestiżowej dzielnicy Krakowa
rozpoczęła się w 1528 roku, kiedy sekretarz króla Zygmunta Starego –
Just Decjusz kupił Wolę Chełmską i zbudował tam renesansowy pałac znany
obecnie jako Willa Decjusza. Pobliskie tereny Lasku Wolskiego oraz
bliska odległość od centrum sprawiły, że zaraz po pierwszej wojnie
światowej zaczęto tu budować okazałe wille. To właśnie w tej dzielnicy
zamieszkali znani artyści, naukowcy i biznesmeni. jednym słowem jest to
obecnie dzielnica Vipów i bogaczy, najdroższe działki i domy w Krakowie.
29 lipca 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kilka dni na luzie w innym świecie tak też czasami trzeba...
OdpowiedzUsuńO jak pięknie :)
OdpowiedzUsuńjaka strasna zaba! :)
OdpowiedzUsuńWidzę z żaby fotomodelka niezła ;)
OdpowiedzUsuńale fajnie :)
OdpowiedzUsuńOj dały mi kiedyś w kość takie ropuchy, dały że hej! Oczu nie zmrużyłam przez całą noc, podczas gdy one kopulowały z rozkoszą. X,D Nie ma to jak pobudka po ich miłosnych igraszkach o piątej rano. Od tamtej pory doceniam te stwory i rozważnie trzymam się odeń z daleka. A tak poza tym, fajny opis sielskich dni... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Nie znałam ropuch od strony grzesznych rozkoszy. Nasza ropuszka była solo ale wspaniale pozowała ;-)
OdpowiedzUsuńEl, bardzo dziekuję za śliczny opis naszych spotkań - nic dodać nic ująć - odczułam je tak samo. Wielka radość :-)