10 czerwca 2012


10.06.




 Opieprzył mnie dziś menel w pomarańczowym podkoszulku, z flaszką piwa w łapie. -Co się k* gapisz?!- oburzyło mnie to bo akurat nie gapiłam się, tez bym miała na co..Sprostowałam wiec z godnością tą pomyłkę. A co, nie podoba się coś! wrzasnął menel. -Jakbyś mi się człowieku podobał, to bym się gapiła - odrzekłam i oddaliłam się na z góry ustaloną pozycję, bo jeszcze by mi przyłożył pustą, już butelką. Taki przykry niesmak mi pozostał po tym uroczym spotkaniu.
Żyje dniem dzisiejszym. Planuje najwyżej na najbliższy tydzień i na wszelki wypadek nie przywiązuje się do tych planów. Przecież nigdy nie wiem co mi wyskoczy i co mnie zaskoczy. Czasem wspominam czas przeszły. Dziwnym trafem, rzadko dobre chwile, a najczęściej te złe. Traumatyczne. Nawet jak zacznę od dobrych, to prędzej czy później pojawiają się szpital, operacje, strach, bezradność..Nie wiem czy kiedykolwiek się od tego uwolnię, boje się, że zacznę to traktować jako rzecz normalną.
A z drugiej strony... miałam iść do specjalisty a nawet do dwóch. Obie wizyty odwołałam, nie dlatego ze nagle cudownie się poczułam, tylko ogarnęła mnie taka dzika niechęć do wszelkich lekarskich wizyty i poczułam, że nie potrafię tam pójść. Choć wiem, że kiedyś muszę, może w przyszłym tygodniu?
Wielki plus  i co wieczór mnie zadziwia: od dwóch tygodni nie zjadam proszków nasennych. I mimo to śpię. Może nie najlepiej, ale śpię. A jako środek nasenny, doskonale działają na mnie książki o inspektorze Wallanderze. Tylko co będzie jak się skończą? ;-)
11.06
Miła niedziela bez żadnych zobowiązań. Przed południem odrobiłam poprawki-a tu spodnie zwęzić, a tu spódniczkę skrócić..
Potem spacer po parku, grzecznie alejkami. Posiedziałam w wiewiórkowie, pod modrzewiami. Powietrze pachniało jak w prawdziwym lesie-nagrzaną żywicą, wilgotną ziemią i świeżą trawą. Wiewiórek nie było, ale odwiedził mnie ciekawski piesek i podglądałam zadziorną srokę.. Oczywiście zrobiłam zdjęcia różnym kwiatkom, głównie białym i słodko pachnącym..(liguster i czarny bez) i widziałam grzyba na drzewie..;-))
Pogoda niby ładna, ale jakaś wilgotna i niepokój dziwny w powietrzu..
Wyczułam burzę i proszę bardzo, burza jak malowana tuż po moim powrocie do domu. Zdradzę Wam moją tajemnicę; jestem wiedźmą burzową, zawsze wiem kiedy będzie burza.. moja rodzina słuchała mnie bardzo, kiedy w górach zarządzałam odwrót, bo Ona szła. Nawet mój mąż, ex zresztą, nie oponował, bo zawsze zdążaliśmy do chałupy tuż przed oberwaniem chmury i piorunami z błyskawicami! A dzisiejsza burza była taka elegancka, bez wiatru, prawdziwa burza niedzielna:)
A teraz herbatka, pasjansik, jak starszej pani przystało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz