7 kwietnia 2011

stawy





Dzisiaj pognało mnie w miejsca dawno nie widziane, w kierunku stawów Dąbskich. dawno, dawno temu, było to fajne miejsce wśród łąk i ogrodów, gdzieniegdzie tkwiły małe domki z kolorowymi dachami. Stawów było kilka, jeden całkiem spory i kilka małych. W stawach była czysta woda, w co trudno dziś uwierzyć. Dawniej były tam tzw. glinianki, czyli stawy to pozostałość po po eksploatacji gliny. Po zaprzestaniu produkcji wypełnione wodą wyrobisko zarosła roślinność wodna i błotna, nazywana przez ludność miejscową pięknym słowem "ciamary". Ciamary były naszym utrapieniem, bo potrafiły oplątać nieostrożnego pływaka i wciągnąć pod wodę. Zapewne przy pomocy różnych topielców, co jak głosiła legenda, zakończyli życie w tych stawach. Głębokość tych stawów była nierówna. W niektórych miejscach były głębokie doły, co można było poznać po nagłym ochłodzeniu wody. Pływało tam mnóstwo ludzi, od małych dzieciaków przy brzegu, po nielicznych śmiałków wypływających na sam środek. Miał tam być potężny lodowaty prąd, od którego można było dostać skurczu i utonąć! Mało kto zapuszczał się na tamte rejony.. Oprócz ciamarów na stawie kwitły żółte "lilie" czyli grążel żółty, a znaczna powierzchnię wody zajmowały ich płaskie okrągłe liście. W wodzie mieszkały liczne stworzenia, począwszy od ryb, na różnych ślimakach skończywszy. Najbardziej ciekawym stworzeniem była szczeżuja, a jej puste skorupki z perłowym blaskiem po wewnętrznej stronie, leżały na brzegach, wyrzucone przez wodę. Krawędzie tych muszli były ostre jak noże. Moja przyjaciółka z która pływałam w stawie, po wyjściu na brzeg stanęła na takim ostrzu i paskudnie rozcięła sobie nogę. Było tu oczywiście mnóstwo ważek i innych latających stworów. Zbocza stawów były zarośnięte krzewami i trawą. Było to znakomite miejsce do spędzania wakacji w mieście. Chadzałam tam z rodzicami, a potem z koleżankami, w czasie liceum.
W miarę rozwoju cywilizacji,jak się to ładnie mówi, stawy zaczęły umierać. Cywilizacja zrobiła tam drogi, postawiła mnóstwo domów i centrum handlowe, a ludność okoliczna traktowała stawy jak śmietnik. Powoli zasypano małe stawy a największy egzystuje do dziś jako smutny zbiornik wodny przy centrum Plaza.
Stawy zarośnięte żółta trzciną. Pośrodku wysepka i na trzcinowym gnieździe siedzi łabędzica. małżonek pływa po okolicy w towarzystwie dzikich kaczek. Ta łabędzia para od kilku lat tam gniazduje. Znalazłam film na yotubie z małymi łabądkami :-)) będę musiała podejść tam w lecie.
Strasznie trudno mi wysiedzieć w domu. Normalnie mnie nosi..
a film tutaj

5 komentarzy:

  1. Gdyby wiało tak jak u mnie to by cie nie nosiło. Nawet z psem się wyjść nie chce:D

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie też nosi ale wieje tak samo jak u Nivejki:)

    OdpowiedzUsuń
  3. oj :) te dzikie śmietniska to utrapienie całej Polski.
    dodam tylko, że u mnie też wieje podobnie jak u Nivejki i Beaty.

    OdpowiedzUsuń
  4. u mnie tez wiało. ale ja lubię wiatr.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ślicznie piszesz , a z tymi bogmi TO święta racja....
    co do wiania to fakt, u mnie oddychanie pod wiatr to duże wezwanie....psy szybko załątwiają swe potrzeby i ciągną do domu, uszy stają na sztorc, kichają prychają etc.
    pozdrawiam cieplutko....

    OdpowiedzUsuń