8 listopada 2010

listopadowy urlop..

A tutaj, proszę wycieczki, jedno z takich nowo odkrytych spojrzeń..
Za oknem mgła, w powietrzu wisi deszcz.. ciemno. Nie tak miało być. Miało być słoneczko, niebieskie niebo, złote płomyki drzew między domami.. i ja idąca na wycieczkę. A w zamian, co? Zapalona lampka nocna (!), dodatkowo zafoliowane okno, bo ocieplają kamienicę..No cóż kubek kawy, musli z jogurtem, może wystarczą na dobry początek dnia. (jaki on dobry, ale trochę poczarować nie zaszkodzi, czyż nie?) A co działo się przez poprzedni tydzień? Oj działo się.. chodzenie po Krakowie. Pokazywanie gościom znanych do bólu miejsc i ze zdziwieniem odkrywanie nowych. Czasem to kwestia podejścia z innego miejsca niż zwykle, ale czasem autentyczne zdziwienie: to tu zawsze było??? Jak wiele zmienia spojrzenie w górę, a nie jak zwykle w dół? Spieszę się do pracy, spieszę do domu, spieszę wypadając na chwilę z pracy, nieważne, że zwykle w sprawach służbowych. Po prostu śpieszę się i wzrok mam utkwiony w dół, żeby nie zabić się na krzywych chodnikach, bynajmniej nie zabytkowych. Nieuważnie omiatam oczami partery kamienic, bardziej patrząc na wystawy, niż na detale architektoniczne.. nie wiem, co jest na górze, nie pamiętam dachów, attyk, ozdobnych gzymsów i bajecznych wykuszów. A tu nagle odkrywam to wszystko na nowo, a mój zachwyt i zdumienie udzielają się, onym nie z Krakowa i jest pięknie sielsko i anielsko i wspólnie odkrywamy światWiatr szarpie folię rozpiętą na rusztowaniach, czuję się jakby za oknami szalała jakaś dziewiątka, co najmniej.. w dodatku ten krzyk dzikich mew..;-) . Było tez wspólne spędzanie czasu na cmentarzu i nocne zdjęcia ze statywem.. Nie w celach artystycznych, a dla dalszej, dalszej rodziny. Było trochę chodzenia po sklepach, a jakże.. i pyszny obiad w uroczej knajpce „Szynk” na Kazimierzu. Tydzień minął..na szczęście jest następny i postaram się wyciągnąć z niego, co najlepsze. No tak, słyszę mokre „mlaskania” samochodów, więc chyba przyszedł deszcz.
Na koniec, takie podchwytliwe pytanko jakie zadał mi młody, tuż przed moim wyjazdem:
Jak się nazywa człowiek „czarnej rasy” siedzący za sterami samolotu ?
Ciekawam Waszych odpowiedzi:-)

9 komentarzy:

  1. od razu mówię, że nie jestem dobra w zgadywankach :)))za to rozumiem Twoje postrzeganie starych 'kątów' na nowo..też to mam..co jakiś czas..:) Pozdrawiam ...A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah jak to wszystko znajomo wygląda. Ten widok mam co dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. czarTer :D ale podróżujesz . listopad też może być miesiącem urlopów i przygód :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Urlop w listopadzie jak widać tez nie jest pozbawiony uroku:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pchełko, to nie zagadka! to ponoć pytanie z jakiegos testu..
    Mota, mieszkasz w tej okolicy? :-)
    Di, Nivejka, niech tylko przestanie padać..dzis lazilam po sklepach zamiast po lesie i w dodatku zmarzłam :-(

    OdpowiedzUsuń
  6. No jak to, pilot!

    (To pisałam ja, E. Wiedźma :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Zachwyt udziela się także "onym" z Krakowa :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Erwen! moja odpowiedź była identyczna:) a młody skomentował: "fajnie matka, nie jesteś rasistką!'
    :-))

    OdpowiedzUsuń
  9. no kurcze, wydało się ...rasistka jestem ? :D( nie jestem ) ale umknęło mojej uwadze "rasy" i poszłam w fantazję, a pilot... oczywiście...pilot , od mojego telewizora też jest czarny:D dzisiaj pewnie spacerujesz ? pogoda jest :)

    OdpowiedzUsuń