21 lipca 2010

takie tam..


takie coś sobie życzę widzieć przez okno..
Upalne dni znowu nastały i czas jakby zwolnił, jakby stopniał trochę i zaczął się rozciągać. A ja z nim. Dzisiejszy dzień trochę zwariowany, bo poranną kawę nr 1 i nr 2, wypiłam dopiero o 13. A dlaczego? A dlatego, ze dziś wzięła mnie w obroty medycyna pracy na zlecenie zakładu pracy i czas mój cenny poszedł się bujać na drzewo, a ja nie mogłam razem z nim, bo musiałam tkwić w kolejkach do kolejnych specjalistów. Wściekła byłam okropnie, bo gupia pinda z rejestracji kazała mi przyjść na 8 albo wcześniej, a okazało sie, że pandoktor przychodzi dopiero o 9 tej. No szlag.. Razem ze mną siedziało ok 10 osób, co przyszli jak moroni jacyś na 8. No to siedzimy. Duchota coraz większa. Chciałam posłuchać muzyczki.. nosz bateria sie rozładowała. Wysłałam tedy pilnego sms do MS i wyłączyłam komórczaka, bo i tak nie będę w ośrodku gadać. Czekamy, czekamy, czekamy, pogadujemy leniwie, zjadam banana, przeszłam sie korytarzem kilka razy.. Pandoktor przyszedł o wpół do dziewiątej i co za wspaniały człowiek! zaczął przyjmować od razu! Ach, ach...w dodatku okazał się być dobrym i sumiennym lekarzem, co stwierdziłam jak nadeszła moja kolej ( 10.05). Zbadał mnie na okoliczność dziwnych testów; jeden to był taki z kolorkowymi cyframi, co sie poukrywały w innych kolorkach i ja ich za chiny ludowe nie widziałam. Drugi to były kółka, co wystawały nieco nad inne i tu bez pudła wszystkie ustrzeliłam. Potem usiadłam na machinie, co sprawdziła moje oczy w środku i na wierzchu i wszystko już wiem. Bardzo zadowolona ustawiłam sie w nowej kolejce do pani doktor (10.35), co miała teraz wszystkie badania zebrać do kupy i pozwolić mi pracować or not. Pani doktor była sumienna i obadała mnie na wszystkie strony, co są zdrowe, a o chorych jej oczywiście nie mówiłam. Wreszcie dostałam upragniony certyfikat (11.49) i zabrawszy mój cenny czas, co sie bujał na drzewie bananowym, wolnym i swobodnym krokiem człowieka zdrowego, pobrnęłam przez rozpalone miasto, w samo południe.. w stronę mojej pracy, mojego cieplutkiego pokoju, mojego dyszącego ledwo kompa.
Amen.
wrzuce potem deszczowe zdjęcie, na przekór słońcu. No!

6 komentarzy:

  1. Ale Cię dokładnie przebadali... W życiu nie przeżyłam takich badań okresowych...

    OdpowiedzUsuń
  2. ja pierwszy raz!bylam jednocześnie wściekła (kolejki!jak by nie mozna bylo jakos na godziny umawiac?) i zadowolona. Okuliste mam z glowy na jakis czas:)

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas takie badanie polega na podstwieniu lusterka do okolicy ust/nosa i moze to zrobic kazdy, nie trzeba czekac na dochtora. Wynik badania uzyskujemy po kilku sekundach, lusterko zaparowalo - osobnik zdolny do pracy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakaś nadgorliwa ci się trafiła. z reguły to tylko kwestia podpisu i pieczątki;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A pokazywałaś język? ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe, ze nie widzialas cyferek w kolkach;to test na rozroznianie kolorow, czyli m.in. na daltonizm.
    Ja pamietam jeszcze lapanie muchy za skrzydelko - patrzylo sie na hologram i trzeba bylo lapac nieistniejacy fantom :)
    Shigella

    OdpowiedzUsuń