Liwiec
Truudno taaak..trudno tak opisać kilka zwariowanych dni w jednym tekście. Gdybym robiła notatki na bieżąco, to, co innego, ale nie było na to czasu ani chęci też nie. W każdym razie: urlop był w Urle, letniskowej miejscowości niedaleczko Warszawy. Dookoła lasy i rzeka Liwiec płynąca sobie dostojnie, mimo wielkiej ilości wody jaką niosła. Rozlała się szeroko na brzegi, zamieniając łąki i zagajniki na malownicze bagienka. W lasach i nad rzeka mieszkały olbrzymie ilości komarów. Pogoda dopisała. Było ciepło i słonecznie, ale nie tak jak w następnych dniach, kiedy trudno jest mi ze sobą samą wytrzymać. Towarzystwo było udane, choć bywały chwile kiedy czułam się jak piąty gracz przy stoliku brydżowym, ale czasem układy się zmieniały i udawało mi się dostać między rozgrywających. No tak to niestety bywa, kiedy wchodzi się w hermetyczny, zżyty zespół. Ale byłam traktowana miło i uprzejmie acz z niewielkim dystansem przez niektórych (przez innych niektórych z całkiem większym). Więc po prostu omijałam te osoby, dosiadając do bardziej otwartych stolików (ja wciąż o tym brydżu..). Zrobiliśmy w doborowym towarzystwie dwie poważne wycieczki. Pierwsza miała być średnio poważna, ok. 12 kilometrosów, w pięknym otoczeniu, starorzeczem Liwca. Było pięknie tyle, że 12 zamieniło się w 19, ze względu na nieprzewidziane przeszkody wodne, kilka razy musieliśmy się cofać, omijać, walczyć z komarami, co nadwątlało nasze siły. Ale wszystko to zostało potraktowane jako wielkie atrakcje wycieczki.
Co było? Piwo Desperados z Limonką, spotkanie z koteczkiem, który usiłował umościć się między moimi stopami (diabli wiedzą, czemu?).
Co było? Piwo Desperados z Limonką, spotkanie z koteczkiem, który usiłował umościć się między moimi stopami (diabli wiedzą, czemu?).
Wspólne fotografowanie bagienka z żółtymi irysami. .
Radosne brodzenie miedzami między mokrymi polami, na zalanych wodą łąkach. Wszechobecny zapach mocnej świeżej zieleni...
Cmentarzyk żydowski pod Sulejowem, w Jadowie; znajduje się w lesie, tuż za rozwidleniem dróg do Nowinek i Sulejowa. Do dziś przetrwały pojedyncze macewy. Nekropolia skrywa też masowe groby ofiar hitlerowskich egzekucji. Willa ogrodzona płotem, z taflą wody do schodów.
I kroki, kroki, kroki, równy rytm marszu w lesie, nad rzeką i milion pięćset tysięcy zdjęć.. I piękne wspólne wieczory z jedzeniem i szlachetnymi trunkami, skutecznie łamiącymi wszelkie dystanse. Przykro mi tylko, bo chyba komuś zepsułam spacer pożegnalny, ale sory, no nie domyśliłam się na początku, a potem trzeba było brnąć dalej...Tak było.
I kroki, kroki, kroki, równy rytm marszu w lesie, nad rzeką i milion pięćset tysięcy zdjęć.. I piękne wspólne wieczory z jedzeniem i szlachetnymi trunkami, skutecznie łamiącymi wszelkie dystanse. Przykro mi tylko, bo chyba komuś zepsułam spacer pożegnalny, ale sory, no nie domyśliłam się na początku, a potem trzeba było brnąć dalej...Tak było.
Kolejne dni ,to droga na Miasto Gryfa, spotkanie z znajomymi ludźmi i miejscami, bardzo ważnymi dla mnie, wyciszenie, ładowanie akumulatorów na powrót do Miasta Smoka, pełnego celsjuszów i komarów, jak wieść niesie..
aj!! jakie rarytasy zdjęciowe ..przedostatnie zdjęcie :0 nawet zazdroszczę trochę wycieczki... komarów nie :)
OdpowiedzUsuńFajna wycieczka, komarów nie lubię i lubic nie bedę. Byłam również niedaleko W-wy w Firleju. Pozdarawiam gorąco.
OdpowiedzUsuńajajaj..komary to małe piwo w porównaniu z całokształtem!!!pozdrawiam:}
OdpowiedzUsuńoj komarów ci u nas dostatek... nawet smok by sobie z nimi nie poradził...
OdpowiedzUsuńa podróż-wycieczka piękna-zazdroszczę aż ! :)
Widze, ze zdjecia z Wielkiej Przyprawy wyszly calkiem fajnie (w tym zDesperowana ja ;)
OdpowiedzUsuńświetna wyprawa Elfko!!! ..no i zobaczyłam Cię z bliska..:) pozdrawiam..fajne zdjęcie Ty w towarzystwie, no i to z Desperados !!
OdpowiedzUsuńHej :) Znam Urle bardzo dobrze! A pot tym mostem się kąpałam jako dzieciak :)
OdpowiedzUsuńA kiedy jest okazja jeżdżę tam dalej i płynę pod prąd, bo wtedy i tak się tam stoi w miejscu.
A na pierogach Pod Lipą byłaś? Niedaleko Liwca.
z Desperados to nie ja, ale ktoś bardzo fajny:) mysle ze nie zdradzę za wiele, kiedy powiem ze nickuje się : Shigella. Strasznie lubie Shigelle:-).
OdpowiedzUsuńa pierogi owszem, z mienskiem:-))
OdpowiedzUsuństraszecznie fajne zdjęcia Shigelli :-)
OdpowiedzUsuńFajna wycieczka.
OdpowiedzUsuńDesperados z limonką - mniam mniam:)))
Ouu!! No no, całam w zachwycie! :):*
OdpowiedzUsuńPiekne zdjecia (jak zwykle), a po nich widac, ze mialas wspanialy urlop mimo tych kilku osob. No coz zawsze znajda sie tacy ludzie... Ale wazne, ze jestes zadowolona i tego sie trzymajmy:))
OdpowiedzUsuńWycieczki, urlopu zazdraszczam, komarów - nie :).
OdpowiedzUsuńBardzo ładne zdjęcia! Mnie póki co takie nie wychodzą ;)
no było i siem skończyło, teraz tylko przeglądanie fotek zostało..Athena, nie zdziwiaj kobieto, sama widzialam jakie fotki robisz! dzieki wszystkim za baardzo miłe słowa:)
OdpowiedzUsuńelfka: dzisiaj pojechałam focić koniki na zawodach ujeżdżeniowych...i się załamałam po wrzuceniu tego na kompa :D. Nie wiem czy coś da radę z tego wyskubać do pokazania światu :D
OdpowiedzUsuńspojrzyj jutro:) czasem dystans jest potrzebny..poza tym-mozna zawsze cosik wykadrować!
OdpowiedzUsuńTo moje rodzinne strony ...:)
OdpowiedzUsuńNivejka-Urle i okolice? ładne strony:)
OdpowiedzUsuńBardziej okolice, niż same Urle, ale tak :)
OdpowiedzUsuńpiękny kotek, a i zdjęcia, jest na czym oko zawiesić:)
OdpowiedzUsuń