25 czerwca 2010

lekarzu, nie lecz sie sam


Znalazłam bardzo fajny blog.
o pięknym tytule „pomocnik”. To takie krzepiące.
Kiedyś, dawno temu chodziłam do psychologa na terapię. To było po moim wypadku, kiedy złamanie nie chciało się zrastać, ręka była niesprawna, ja wpadałam w coraz większą depresję i świat był bardzo czarny i ponury. Do schizy powypadkowej dołączyły się inne demony, dotąd starannie ukrywane i zapomniane, wykorzystały osłabienie materiału i triumfowały. Zaczęły się nagłe i niewyjaśnione ataki paniki, i takie inne przyjemności. Świat nie miał żadnych kolorów. Zostałam zdiagnozowana: depresja pourazowo lękowa. W sumie to nawet mi ulżyło, poza tym podobało mi się, że wreszcie ktoś ze mną pogada i pomoże najpierw zrozumieć, a potem może wyjść z tego. Pani psycholożka była miłym, ciepłym dziewczęciem. Fajnie się z nią gadało o wszystkim i o niczym, ale ja miałam niedosyt, no bo cóż.. ja sobie gadałam co chciałam, a ona mi nic nie mówiła. Czasem kazała mi pisać jakieś testy, z których nic nie wynikało, oprócz tego, że świat jest ponury a ja jestem smutna. Tyle to jej sama mogłam powiedzieć. Na amerykańskich filmach inaczej to wyglądało.. ;-)
Potem spotykałam się z panią, żeby jej powiedzieć, że jest ok i przynieść trochę swoich zdjęć. Było i jest mi miło, bo moje zdjęcia zdobią ściany gabinetu.
Ale niedosyt i chęć grzebania we własnym umyśle wciąż we mnie tkwi! Nie wiem czym się to skończy ;-)
a takie coś, nie powiem, kusi mnie..
Tylko nawet jak szczerze sobie odpowiem na te pytania, to i tak ich poprawnie nie zinterpretuję. No nic, poczytać można!
Tak wiem. Nie można być swoim lekarzem. To nie jest takie proste. Więc nie będę.
A poza tym pada deszcz. A ja mam wolny dzień i zamiast na wycieczkę, zabiorę sie za porządki. Dwie reklamówki butów do wyniesienia. O Bosz, zmęczyłam się. Zostało mi na "potem" tylko kilka rzeczy do przepierki.. To ja sobie może wrzucę teraz sesję z jeżem, na Migawki. Tak w ramach relaksu.

8 komentarzy:

  1. ja mysle, ze sami, rzecz jasna w niektorych przypadkach, mozemy byc dla siebie najlepszymi lekarzami, musimy tylko wiedziec, co chcemy w sobie uleczyć. Jesli odkryjemy czym mamy tego dokonać - sukces 100-procentowy:))
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lepiej za bardzo głęboko w sobie nie grzebać, bo możemy się dostać do czegoś czego wcale nie chcieliśmy znaleźć:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Iva, nie moge odmówić prawdziwości twojej tezy!
    CwP-jasne.takie cosie niech spoczywają zagrzebane. na wieki wieków amen.

    OdpowiedzUsuń
  4. Potrzebujesz więcej sesji...z jeżem, kaczką, motylem...to dopiero terapia!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Elfko, myślę, że wszystko w nas co ponure, szare, bure i męczy naszą duszę bierze się z braku słońca! Jeżeli możesz wyjedź do Chorwacji - piękne plaże, słońce na okrągło, mili ludzie dookoła i atmosfera wspaniała. A tak na marginesie, to nie lecz się sama - ja to już przerabiałam i skończyło się...dłuższym ale fachowych leczeniem.Miłego weekendu Ci życzę i przesyłam siostrzane uściski.

    OdpowiedzUsuń
  6. Też trafiłam na ten blog.
    Miałam w swoim życiu wieloletnią wielką fascynację psychologią, bardzo dużo sobie dzięki temu pomogłam, ale efektem tego jest też fakt, że już mam trochę przesyt w grzebaniu w swoim wnętrzu.
    Jak mam problem z czymś konkretnym, przeważnie wiem, gdzie szukać pomocy.
    A jeśli byłoby trzeba to i na terapię pójdę, coś tak kiedyś już było.
    Ale chwilowo mam bardziej banalną grypę.
    pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  7. Czasami wystarczy uwierzyć w siebie...

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszyscy macie rację. Nivejka-to najtrudniejsza rzecz jaką bym mogła zrobić!

    OdpowiedzUsuń