5 stycznia 2009

poniedziałek w nowym roku.


święta minęli, minął Sylwester, w skrócie: świeta były bardzo ludne, goście przewalali się tam i z powrotem, moja biedna acz uparta matka, była ledwie żywa, bo oczywiście ona musi wszystko sama, bo tylko ona potrafi, bo insze, kupne jest to samo zuo i więcej nikt by w gości nie przyszedł, bo oni tylko na jedzenie przychodzą. Pffffff. no tak, ręce i nogi opadają, ale nie mam argumentów. Sylwester natomiast, to były dni luzu, śmiechu, kolorowych szaliczków, Wawelu co wyrósł znienacka na końcu uliczki, piwa i wódki pod dostatkiem, jedzonek wszelakich, sałatek i dań ciepłych, rozmów w mieszkaniu i na schodach, co pięknie ilustruje Pi na picassie. Ja może kiedyś też się dołączę, ze zdjęciami.Przyszedł czas odlotu na północ, bo tu miało być cieplej. Cieplej w pewnym sensie i jest, ale zima sypnęła sniegiem i lekkim słonecznym mrozem. Wycieczka po lesie była, snieg chrupiący pod nogami, niebo przeczyste i niebieskie. I mrozik coraz śmielej kąsający.Ale i tak było warto. Canon G wykazał sie pełnym zrozuminiem jeśli chodzi o zdjęcia śniegu, nieba, słońca, widokami pod słońce itd.Ja notomiast tak zmarzłam (w dodatku podły i zły autobus nie przyjechał), że po przyjściu do domu zagrzebałam się między kołdry, zawinęłam w koce i nie chciałam wyjść. Dopiero wzmocniona kawa (czyli z prądem) mnie skłoniła do wyjścia spod koca.

1 komentarz:

  1. Buzka w Nowym Roku. A mozna gdzies jakos zobaczyc te zdjecia Pietruszko?

    OdpowiedzUsuń