10 grudnia 2008

szara środa

Pojawiło się nowe słowo, dziś rano wychynęło z jakiegoś magazynu słów podręcznych, który widać funkcjonuje w mojej głowie.
paradise. „paradajs”. Jest zimne i śliskie, ale przyjemne. Ma kolor biały i ciemnobrązowy, smakuje jak lody śmietankowe z czekoladą. Polskie słowa nie mają dla mnie takich odcieni. Rzadko je widzę w kolorach, rzadko które ma smak i inne parametry fizyczne; smak, ciężar, śliskość, chropawość. Ale w słowach angielskich takie rzeczy mi się pokazują i mnie bawią.
Stan mojej psyche nienalepszy. Wracają koszmary. Trzęsiawka bez powodu, szczególnie wieczorami. Ścisk w żołądku na samą myśl o kolejnym dniu w pracy.
A dodatkowo, w naszym dziale sytuacja jest paskudna. Wszystkie koleżanki chcą wolne te trzy dni między świętami, więc kierowniczka się wścieka, bo sie boi, że jak nam da wolne, to sama nie dostanie urlopu. No i wywiera na nas presję, co ja strasznie źle to odbieram. Najgłupsze, że kierowniczka, jest na codzień zupełnie fajną koleżanką Z-Biurka-Naprzeciwko. To jeszcze gorsze, niż głupsze, tak naprawdę. W ramach dokopania sobie poszłam do fryzjera i obsmyczyłam sie jak głupia.
Dobrze, że mam do oglądania na dziś wieczór Kroniki Narnii. Dobrze, że mam zapas papierosów. Dobrze, że są jeszcze małe kolorowe proszeczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz