13 lutego 2008

wczorajsze wspomnienie

Ręka spuchnięta i boli. Chyba zmęczona wszystkimi zabiegami, daje znać że ma dość. Ze strachem myślę o nadchodzącej nocy. Nie obejdzie się bez malutkich proszków.
Wspomnienie wczorajszego dnia, słońca, włóczęgi po parkach. Mały ptaszek z rudym brzuszkiem odpędza sikorki od karmnika. Siedzą grzecznie nieopodal i czekają aż groźny wojownik odleci.
Spotkałam dawne "psie" znajome. Jedna z nich miała kiedyś jamnika, męża mojej Saby, druga miała synka, czarnego jamnika. Obie mają dzisiaj inne psy, też jamniki, szorstkowłose. Podobno jak raz się miało te psy, to już się nie chce innych. Nie wiem, ja nie mogę się zdecydować na żadnego. Może dlatego, że wciąż czuję się zawieszona w czasie i przestrzeni?
Niedaleko mały, biały pies, chyba szpic, albo coś podobnego z ochotą wlazł do małego bagienka pod brzozami i wyszedł w ślicznych czarnych skarpetkach.
To był dobry dzień, lepszy niż dzisiejszy, no ale czego można wymagać od trzynastego?

1 komentarz:

  1. ten ptaszek-wojownik to pełzacz ogrodowy:) jeśli chodzi o psy... hm czasem po stracie czworonoga szybko ktoś decyduje się na następnego, a czasem nie...A jeśli chodzi o te bóle i całą tę chorobę, to... czy brałaś pod uwagę zastosowanie też homeopatii?, bo czytając dalej, to nasuwa mi się jeden z leków, który świetnie pasuje do opisu objawów. Pozdrawiam i sorry, że nie bardzo piszę z przodu, ale to kiedyś wyjaśnię, może, a tu coś co może wyjaśni jak leki homeopatyczne działają:
    http://ezoteryka-gospodyni-domowej.blog.onet.pl/Dzieciecy-Hahnemann,2,ID287681423,DA2008-01-27,n

    OdpowiedzUsuń