

Trochę kolorów z ostatniej niedzieli..
*Bolą mnie oczy, jestem wściekła, czegoż więcej potrzeba na początek tygodnia? Zmarnowałam dziś mnóstwo czasu, bo nie zapisałam sobie dokumentu.. robota uleciała w cholerę i musze jutro od początku zaczynać.
* Za oknem ciemno i zimno, pada deszcz. A w górach ponoć już śnieg. Moje koleżanki jada w góry, w pasmo babiogórskie, na jakieś odludzie w celach służbowych. Oficjalnie nazywa sie to konwent. Jadą w z największą niechęcią, jeszcze nie widziałam tak nieszczęśliwych ludzi. A czemu? A temu, ze polega to dziwactwo na siedzeniu ok. 12 godzin z przerwa na obiad i słuchania wysilonych i wymodzonych referatów, na tematy, które wszyscy znamy i serdecznie mamy dość. Ale; całość odpowiednio zapakowana, przyozdobiona pseudonaukowym bełkotem, kilku panów zajmujących się takim niby szkoleniem, doradztwem i organizacją „nowoczesnych przedsiębiorstw”, będzie bardzo pięknie wyglądać w derektorskim sprawozdaniu. Ja jestem szczęśliwa, żem sie okazała niegodna i nie musze jechać!:-)))))
A i jeszcze sie okazało, że jedzie dokładnie cała władza i w firmie zostajemy tylko my, szaraczki, bez władzy i nadzoru! ;-)) oj będzie się działo!
*Przeraża mnie natomiast perspektywa kilku następnych tygodni. W planie urlop, obowiązkowy, a jakże, a ja wciąż nie wiem czy uda mi się go spędzić tak jakbym chciała. Z mojej strony już nic zrobić nie mogę, teraz cała sprawa zależy od innych. Jako alternatywę, mam dwa tygodnie przesiedziane w domu. Podejrzewam, że 90% tego czasu spędzę na kłótniach z moja rodzicielką. Zaiste, zachwycająca perspektywa.
*Młody ma nowe okularki, niestety nie dopasował sobie u optyka oprawki. Zauszniki ma o pół metra za krótkie.. a dziś wstał za późno, żeby do optyka dojechać. :-/
*Dzisiaj po południu i wieczorem przysiądę nad wczorajszymi zdjęciami wiewiórek i ptaków. Moje zdjęcia zostaną wykorzystane do prezentacji przyrodniczej, tak w celach edukacyjnych. Dostanę też kopię tej prezentacji na płytce i będę się edukować. Fajnie, prawda?
A poza tym, nie dzieje się nic.