21 listopada 2009

takie tam i Kraków po mojemu






tak sobie widzę moje miasto rodzinne.
;-)
Sobotni dyżur. Miejsce-okolice Rynku. Jak zwykle zabrałam ze sobą drobne robótki typu szycie/podszycie, na które nigdy nie mam czasu w domu. I w samo południe poszłam na Rynek, bo było ładne słońce i ładne niebo. Zrobiłam troszkę ujęć, zobaczymy w domu, co z nich wyszło. Nie mam koncepcji na robienie miejskich zdjęć. Przeważnie to groch z kapustą, co tam w oczy mi wpadnie. A już na rynku, to zagłada. Każdy tu robi zdjęcia i wszystkie nieomal takie same. Miejsce gdzie powstaje milion widokówek. A ja nie chce robiąc widokówek..
No dobrze. Co zatem nowego? Apiś skończył 7 miesięcy, ale nie widziałam go ostatnio, więc obrazków nie mam. Moja wystawa, co miała być o Wiśle, jest nieaktualna. Może i lepiej. Dostałam natomiast pewną propozycję. Właściwie to była prośba nawet. Mam zaprzyjaźnioną psycholożkę, która wpadła na pomysł ozdobienia swojego nowego gabinetu zdjęciami. Ja mam tylko przynieść wybrane na płytce, a ona jakoś może znajdzie sponsora na zrobienie większych odbitek. Teraz muszę zrobić wybór, unikając mrocznych i smutnych obrazków. Chyba powinny być miłe, kolorowe, optymistyczne. Zwierzątka i kwiatuszki mile widziane. Powinni tez być ludzie, bo ponoć to dobrze działa na osoby, mające problemy z kontaktami międzyludzkimi, ale ja w zasadzie nie robię zdjęć ludziom. Może popytam u znajomych?
Myślę, że zrobię to z przyjemnością. Niech gdzieś moje zdjęcia „zawisną” i sprawią komuś przyjemność. To chyba dobry cel dla fotografa-amatora.
Myślałam o przyjaźni, po tekście od Papy Reksona. To nie całkiem tak, że jest to wynikiem mojego wyboru. To nie chodzi też o tych, z którymi mogę porozmawiać za pomocą Skype’a czy innych komunikatorów. (Dobrze, że na szczęście tacy istnieją). Raczej myślałam o kimś tutaj, na „miejscu”. O kimś, z kim można wyskoczyć na kawę czy piwo, czy po prostu połazić po mieście, po parku i rozmawiać. Rozmawiać szczerze, o wszystkim. Wiedząc, że nie nudzimy się nawzajem, nie denerwujemy, że ten Ktoś nie myśli z utęsknieniem o końcu rozmowy, że nie czeka tylko, żeby zacząć mówić o sobie. Ten przyjaciel, co go nie ma, potrafi mnie zrozumieć, a ja jego. I potrafimy sobie dawać wsparcie. Więc jest on tylko w sferze „chciejstwa”. Mam sporo znajomych. Mam bliskich kolegów i koleżanki, ale nie mam Przyjaciółki/Przyjaciela; przez duże „P”. A czasem, naprawdę bym takiego kogoś potrzebowała. Przynajmniej raz na jakiś dłuuuuuuugi czas.
ps. jak zdjęcia dzisiaj wyszły, to potem wrzucę.
zrobiłam tez całą serię koni i powozów, bo raczej nie są to dorożki.

8 komentarzy:

  1. Mam obserwację taką, że w kwestii zabieranie ze sobą drobnych robótek faceci są poszkodowani. No bo jak np. zabrać ze sobą kran, który przecieka i trzeba wymienić uszczelkę?
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ..to mamy podobne problemy z tym przyjacielem przez duże P
    najgorzej ..kiedy już jesteśmy przekonani , że znaleźliśmy owego przyjaciela ufamy mu i nagle on nas totalnie zawodzi i olewa ,strasznie BOLI :(
    Apisia dawno widziałaś...babciu napraw ten błąd :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znalezienie człowieka, który potrafi słuchać mam wrażenie graniczy z cudem. Ale na szczęście nie jest tak zupełnie niemożliwe :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja też chcę mieć znajomą psycholożkę:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Holden:) chcesz? poznam Was!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdjęcia wcale nie widokówkowe. Piękne światło miałaś :)
    Co do przyjaciela, to takiego naprawdę bliskiego miałem daaaawno temu... Teraz mam żonę i uważam ją za właśnie takiego przyjaciela. Tylko czasem przydałby się po prostu przyjaciel-facet :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No właśnie, Holden na pewno ma zdjęcia ludzi:)
    A Twoje Allaya są bardzo optymistyczne i tęsknię za Krakowem. Bardzo.

    OdpowiedzUsuń